„Łóżka o tysiącu imion”
Oni tak po prostu, bez wyboru żadnego.
Wsłuchani w odległe cisze tykających zegarów.
Czekają na ostatnie godziny, wtuleni w ściany snów niewyśnionych.
W majaki swych niespełnionych marzeń.
Ich
rozpalone wspomnienia
gorączkowo próbują znaleźć choć krótkie momenty oddechu
na bladych zakurzonych parapetach.
Otwieram
dla nich okna.
Przynoszę polne kwiaty, gdy śpią.
Wpuszczam tęczę i ciche trzepoty motylich skrzydełek.
/dedykowany chorującym
na raka/
A i takie czasem refleksje mi towarzyszą, zwłaszcza, gdy uświadamiam sobie, jak kruche jest życie, jak kruche jest dzisiaj. Czasem patrzę w okno, widzę piękny las, cudny świat i jestem wdzięczna Bogu za to, że to wszystko mogę widzieć.
Wiersz ten powstał w roku 2010, kiedy to zaczęłam moją przygodę z Hospicjum w Szczecinie. Niezapomniany czas. Czas wielu przemian. I... refleksji. Nad sensem, prawdą, przemijaniem, walką. Choć nie ma już dziś tamtych wielu osób, będą na zawsze.
A i takie czasem refleksje mi towarzyszą, zwłaszcza, gdy uświadamiam sobie, jak kruche jest życie, jak kruche jest dzisiaj. Czasem patrzę w okno, widzę piękny las, cudny świat i jestem wdzięczna Bogu za to, że to wszystko mogę widzieć.
Wiersz ten powstał w roku 2010, kiedy to zaczęłam moją przygodę z Hospicjum w Szczecinie. Niezapomniany czas. Czas wielu przemian. I... refleksji. Nad sensem, prawdą, przemijaniem, walką. Choć nie ma już dziś tamtych wielu osób, będą na zawsze.
Piekny, mocny wiersz. Silnie pobudza wyobraznie a takze odzwierciedla Twoja delikatna i sentymentalna dusze...
OdpowiedzUsuń